Zwyczaje i obrzędy

"Z koniem po Niysopuście" Sopotniańskie ostatki

1 sierpnia – wtorek - w ramach prezentacji scenicznych prestiżowego konkursu 54. Festiwalu Folkloru Górali Polskich Zespół Regionalny „GROJCOWIANIE” z Wieprza wraz z Zespołem Regionalnym „ROMANKA” z Sopotni Małej wystąpi z programem - "Z koniem po Niysopuście"– Żywiec - FFGP ok. 19.00. SERDECZNIE ZAPRASZAMY !!! „Grojcowianie zatańczą również 3.08 w Szczyrku – ok. 18.45 i 4.08 w Oświęcimiu – ok. 18.00   W Sopotni Małej, we wtorek przed środą popielcową, chodzili po wsi przebierańcy zwani „Niysopustnikami”. Jak wskazują przekazy pojawiali się też oni w górnej Juszczynie a nawet przechodząc przez Słowiankę w górnej Żabnicy. Byli to mężczyźni przebrani za konika, dwie pielgrzymki, sześciu pastuchów, diabła i śmierć. Towarzyszyła im tradycyjna „muzyka” złożona z dudziarza i skrzypka. Konik nosił barwną czapkę w kształcie fezu ze wstążkami lub zwisającą kućką, miał namalowane lub doczepione wąsy i brodę oraz wycięty koński łeb z konopną grzywą i długim ogonem. Chodził we wzorzystej czerwonej spódnicy, która okrywała ramę i nogi przebranego jeźdźca. Pastuchy nosiły kożuchy ubrane na lewą stronę, na wierzch włosiem i przepasane były „porwósłem” ze słomy, na głowie czapki baranie zwane „baranicami”, nogi owinięte do pół łydek słomą, w ręku trzymali sznurkowe, krótkie bicze tzw. „strzyloki”. Pielgrzymki ubrane były w długie, wzorzyste spódnice. Na głowie zawiązane miały chustki z doczepionymi do nich różowymi kokardami i zwisającymi wstążkami, na ramionach zarzucone miały duże, kolorowe chusty tzw. „odziewacki”. Diabeł ubrany był na czarno, z umalowaną na czarno twarzą i przyczepionymi do „baranicy” rogami. Z tyłu przypięty miał ogon, a w ręku trzymał widły. Śmierć ubrana cała na biało, z umalowaną na biało twarzą, w reku nosiła kosę. Przychodząc pod okno domu śpiewali: Niysopustu jino dziyj, stoji dziywce jako piyj, Stoji, stoji, bydzie stoć, jaz sie śniego bydom śmioć. Gdy dom był zamknięty to śpiewali: A cy my to cygani, zamykocie przed nami, A dyć my to panowie, momy copki na głowie. Gdy gospodarze nie otwierali: Gospodorzu kiyndrozie, nie trzymoj nos na mrozie, Gospodoni nie wpuści, bo sie boji celuści. Po otwarciu drzwi wbiegali do izby, chodząc po kole za konikiem, a śmierć i diabeł harcowali po izbie. Przebierańcy śpiewali: Pokwolony Jezus Krystus, my tu przyśli tojcowaj, Nom sie nogi pokrzywiły, bydomy je prostowaj. Po każdej zwrotce śpiewu wołali: Ej sia! Kura sia! Łobyrtoł sie, wywijoł sie, nos konicek na roli. Jagze sie mo nie łobyrtać, kie go głowa nie boli. Wiśta, wiśta po lesconie, wiśta, wiśta po lesie, Nie pójdamy na nozyckak, bo nos konik poniesie. Dalej śpiewali rozchodząc się po izbie: A Niosopust sie kojcy, stopnio środa jidzie, A kto sie nie łozonił, tomu biyda bydzie. Po otrzymaniu poczęstunku wychodzili do pola zapraszając na muzykę ostatkową w ustalone miejsce, śpiewając na melodię „Niysopustu jino dziyj”: Wiśta koniu do pola, ta dziywcona to moja. Kiejby mi cie kcieli daj, łucyłbyk cie w karty graj. Obchodzili domy w całej wsi, zbierając dary w postaci jajek, mięsa, słoniny, mąki i pieniędzy. Zebrane dary zanosili na miejsce, gdzie miała się odbyć wieczorem muzyka. Kobiety przygotowywały z nich potrawy do poczęstunku, a za otrzymane pieniądze zakupywali „ćwiertówkę” lub dwie piwa (beczka 25 litrowa) lub gorzałkę. Wieczorem schodziły się zamężne kobiety z całej wsi, oraz zmówieni muzycy. Kobiety przynosiły ze sobą gorzałkę oraz gliniane naczynia tzw. „bącki”, z których w czasie tańca popijały. Gdy kapela zajęła swoje miejsce, kobiety składały się na muzykę. Jedna zbierała do fartucha pieniądze i płaciła muzykantom, po czym śpiewała: Zezwólciez gaździno, zezwólciez gaździno w łostatki, Zatajcowaj bona, zatajcowaj bona na kwacki. Do śpiewu dołączały pozostałe kobiety, ustawiając się w pary: By wom duze rosły, by wom duze rosły jak głowa, Byście jik ni mieli, byście jik ni mieli, ka schowaj. Przestępując z nogi na nogę i wymachując „bonckami” śpiewały: Zeby były gładki, zeby były gładki jak lica, By jik była pełno, by jik była pełno piwnica. Tworząc parami koło tańczyły tradycyjny taniec na urodzaj – „bon”, przy czym śpiewały: Ej, zapuście mój miły, tojcujmy co siły, Ej, coby nom w tom roku kwacki łobrodziły. Ej, tojcujmy na kwacki z gaździnom, z gaździnom, Ej, łuna nom do za to chleba ze słoninom. Nawracały po kole śpiewając dalej na melodię „Zezwólciez gaździno”, co pewien czas popijając: Skond ty jedzies Jasiu, skond ty jedzies Jasiu, z Podolo? Co mi wiezies Jasiu, co mi wiezies Jasiu z wiesielo? Malowane butki, malowane butki, złoty pas, Pójdomy se łoba, pójdomy se łoba, wołki paś. Gnała pastyrecka, gnała pastyrecka, dolinom, A Jasinek za niom, a Jasinek za niom, łozynom. Tworzyły dwa koła. Wewnątrz ustawiały sie starsze kobiety, a na zewnątrz młodsze. Unosząc ręce związane do góry, śpiewały dalej: Chłopa pu, chłopa pu, W chałpie biyda, w chałpie biyda a jo tu, a jo tu. W chałpie biyda, w chałpie biyda gozduje, gozduje, A jo se tu, a jo se tu tojcuje, tojcuje. Teraz tworzyły jedno koło. Pierwsza para wchodziła do środka i tanczyła obyrtkę. Śpiewały dalej na melodię „Ej, zapuście”: A miły mocny Boze, jajuska staniały, Ej, za cóz se tyz bydom babulki pijały. A miły mocny Boze, masło potaniało, Ej, juz nom tak nie bydzie jako nom bywało. Ej, za wodom, za wodom, baby kwacki sadzom, Ej, jesce nie łurosły, juz sie ło nie wadzom. Ej, łostatki sie kojcom, stare baby tojcom, Ej, poparcie sie młodzi, jak jim zadek chodzi. Ej, pódcie chłopy, pódcie, bo na kwacki grajom, Ej, poparcie jak baby, bona podrygajom. Ej, poparcie jak zapust, tłuściutki łumyko, Ej, a post do nos jidzie, chudziutki jak tyko. Wymieniały się pary w środku koła śpiewając: Hej, popiła se baba, gzi sie jako dziywce, Hej, tojcuje jak debli, jaze zdarła kiyrpce. Hej, wzioni diebli jedne, chłop mi kupi drugie, Hej, zborgujo gorzołki, chłop zapłaci długi. Hej muzycy, muzycy, juz jes post przed nami, Ej, trzeba nom potojcyć, z nasomi chłopami. Kapela kończyła grać, a kobiety ustawiały się promieniście, jedna za drugą i klaszcząc w uniesione dłonie, tupiąc nogami, patrząc do sufitu jakby do nieba, zaklinały taniec na urodzaj. W tym tańcu nie powinien brać udziału żaden mężczyzna, gdyż nie byłoby urodzaju, porosły by same korzenie. Jeżeli w izbie byli mężczyźni nie mogli mieć na głowach kapeluszy. Gdy któryś z nich miał, to kobiety mu go zaraz zabierały, a on musiał go wykupić butelką wódki. Do tańca nie były również dopuszczone panny. Jeżeli któraś wzięła w nim udział, kobiety chwytały ją i na głowę zakładały jej „chomełkę” ze słomy (odpowiednio wykonana czapka - korona), w której musiała tańczyć przez cały wieczór. Po tańcu kobiet na urodzaj, zaczynała się zabawa, która trwała do północy. Czytaj również: http://www.grojcowianie.org/post/z-koniem-po-miesopuscie,474.html

Wieprzańskie „Łoktyby”

Wieprzańskie „Łoktyby”

W dniu Bożego Ciała, odbywają się na całej Żywiecczyźnie do dnia dzisiejszego, procesje do czterech ołtarzy. Ołtarze ubierane są kwiatami i „gainą” – gałęziami drzew, często brzozowymi. Po procesji gospodynie obrywają „gainę” do domów wierząc, że ma ona wielką moc. W czasie burzy paląc „gainę” można burzę odpędzić, a przede wszystkim uchronić domostwo od pioruna. W oktawę Bożego Ciała gospodynie splatają zaś wianki z różnych ziół i roślin polnych, głównie z macierzanki, kopytnika i rozchodnika. Przygotowane wianki święci się w kościele. Po poświęceniu, wiesza się je pod obrazem w izbie i też służą do palenia podczas burzy, czy też do okadzania chorych. Do tej pory przypisuje się wiankom leczniczą moc i działanie ochronne, dawniej natomiast wierzono, że zapobiegają urokom i odpędzają czarownice. Dzisiaj kończy się oktawa Bożego Ciała. Podczas oktawy Bożego Ciała wokół kościoła odbywały się procesje z Najświętszym Sakramentem. Osiem dni oktawy Bożego Ciała jest uważane za czas szczególnej łaski, a Jezus we własnej osobie spaceruje naszymi ulicami lub wokół kościoła. Tradycją jest też że procesja obchodzi kościół dwa razy w ciągu dnia: rano i wieczorem. Ostatniego dnia oktawy, w czwartek, kapłan święci wianki (wieczorem) sporządzone z pierwszych kwiatów i ziół leczniczych. Są one symbolem ludzkiej pracy, a jednocześnie utożsamiają dar Boży służący ludziom i wszelkim stworzeniom. Podczas święcenia ziół wznoszone są modlitwy o opiekę nad polami i o dobre zbiory. Zarówno poświęcone ziele z wianków jak i brzozowe gałązki wzięte z ołtarzy miały chronić przed burzą, uderzeniami pioruna i pożarów, a także przed gradobiciem i szkodnikami na polach. Ukruszone ziele z wianków stosowano do sporządzania leczniczych herbat, mikstur domowych oraz do okadzania roślin i zwierząt. Wianek przechowywany jest przez cały rok, nie wolno go wyrzucić, bo jest poświęcony, po roku można go spalić. Tradycja ta dziś jest praktykowana w niewielkim stopniu. Młode pokolenie raczej nie zna i nie święci wianków w oktawę Bożego Ciała. Niektórzy nawet nie wiedzą, że taki zwyczaj do tej pory się zachował. Uroczystość Bożego Ciała przypada w pierwszy czwartek po niedzieli Trójcy Przenajświętszej. Należy do najważniejszych uroczystości Kościoła Katolickiego. Przez wieki w Kościele obchodzono także oktawę tej uroczystości. Formalnie została ona zniesiona, lecz jej tradycja przetrwała w naszym kraju. Oktawa formalnie nie istnieje, w przeciwnym wypadku miałaby swoje własne teksty liturgiczne i niezmiennie biały kolor szat. Natomiast istnieje ona zwyczajowo i polega na praktyce procesji eucharystycznej, zachowywanej na zasadzie zwyczaju a nie jako wymóg norm liturgicznych. Zwyczaj procesji z poszczególnych sołectw czy placów należących dziś do Parafii Wieprz wywodzi się z utrwalonego tu kiedyś zwyczaju takich procesji do dawnej i odległej Parafii p.w. św. Katarzyny w Cięcinie. Z czasem zwyczaj procesji tych zanikł w Cięcinie a utrwalił się w nowo powstałej Parafii w Wieprzu gdzie ich gorącym orędownikiem był pierwszy Proboszcz Ks. Władysław Para. Do pobudowanych Kaplic w Wieprzu, Brzuśniku i Bystrej trafiły też na stałe figury i obrazy z Parafii Cięcina a jednocześnie fundowano i zakupywano nowe. W Wieprzu zwyczaj oktawowych procesji przybrał gwarową nazwę „Łoktyby” zwłaszcza w stosunku do ostatniej czwartkowej procesji kiedy wszystkie odświętnie ubrane grupy z ustrojonymi w kwiaty obrazami i figurami z poszczególnych sołectw i placów razem schodzą się rano i wieczorem na wspólne nabożeństwo i procesję wokół kościoła. Wieprzańskie „Łoktyby” – Fotografie z lat 2008, 2010, 2011, 2016, 2023

"Mojka i Dziod"

Stary zwyczaj kultywowany dawniej przez młodzież na Żywiecczyźnie. Kawaler chcąc się przypodobać wybrance swego serca, zwykle w noc z 30 kwietnia na 1 maja stawiał przy pomocy kolegów tzw. „Mojkę”. Stawiał ją chłopak dziewczynie na dowód że ją lubi, szanuje a zarazem oświadczał się jej w ten sposób publicznie przed społecznością całej wsi, że ma poważne zamiary aby poślubić ją za żonę. Można ją było również postawić na 1 maja w miejscu publicznym i wtedy spełniała ona ogólniejszą rolę. Była prezentem dla wszystkich, nie tylko wybranej osoby. W domu dziewczyny która nie spodziewała się takiego wyróżnienia następowała wielka mobilizacja. Wypadało bowiem kawalerów za ten trud sowicie ugościć. Cała wieś bowiem żyła tym wydarzeniem. Młodzież zbierała się w domu dziewczyny i goszczono ich do białego rana. Zapraszano muzykę. Tańcom i śpiewaniu nie było końca. Przy takiej okazji można było wyrównać i inne zaległe zobowiązania. Jeśli któraś z dziewczyn „nie z każdym” szła na zabawie tańczyć, była „wyśmiewna” czy wybredna to wcześniej czy później mogła się spodziewać że się jej kawalerowie „Dziadem” odpłacą. „Dziada” robiono ze szmat i słomy. Zwykle ze starym dziurawym kapeluszem. Przymocowywano go na żerdzi lub wkładano w komin i dokładano starań żeby zbyt łatwo nie można było go powalić czy zdjąć. Czasami przy tej „robocie” nachodził ich ojciec dziewczyny. Musiał się wówczas bardzo sowicie okupić wódką aby zaniechano tej swoistej zemsty. Gdy niepostrzeżenie udało im się dziada postawić, to dziewczynę cała wieś brała „na języki”. Już całe panieństwo miała naznaczone tym że „postawili jej dziada”. Oba przypadki (Mojka i Dziod) zdarzały się też równocześnie ale bardzo sporadycznie. Wykorzystywano czas że uwaga wszystkich skupiona była na „Mojce” i niejako wykorzystywano uśpioną czujność by postawić Dziada. Żerdź mojki musiała być okorowana, pomalowana (wysoka nawet do 14 metrów), wierzchołek na wys. ok. 1 m pozostawał z gałęziami lub przytwierdzano inne małe drzewko (jodełkę), które przybierano kolorowymi wstążkami, polnymi kwiatkami, bibułą. Były też mojki oplatane pasami kolorowej bibuły a nawet dodatkowo zdobione okrągłym wieńcem, tuż pod jodełką Obecnie niestety bardzo rzadko spotyka się jeszcze ten zwyczaj na wsi, kultywują go raczej zespoły regionalne w swoich programach   A tak opisano ten zwyczaj w książeczce “Boży Rok w zwyczajach i obrzędach ludu żywieckiego” “Orli Lot” 1935 r Około piętnastego kwietnia wybiera się on do lasu w nocy wraz z kolegami. Tutaj ścinają wysoki i to możliwie najwyższy świerk i niosą go do domu tego kawalera. Tutaj obcinają ten świerk z gałęzi i obdzierają go z kory. Następnie malują go w pasy różnobarwne. Jeżeli ten chłopiec jest ubogi i nie ma pieniędzy na farby, to ubiera drąg bibułą lub pozostawia czysty. Potem małą jodełkę przybijają do świerku na samym wierzchołku, ubierają wstążkami i bibułami. W nocy z 30 kwietnia na 1 maja idzie chłopak ze swoimi kolegami pod dom swojej dziewczyny. Tutaj przy płocie lub domu kopią dół i stawiają tą "mojkę". Dziewczyna obudzona wstaje i zaprasza ich do domu. Wtedy sprowadzają sobie muzykę i bawią się do rana. Na piętnastego maja gdy ta jodełka przybita do szczytu drąga zwiędnie, przychodzi znowu ten chłopiec z kolegami i przybijają nową jodełkę i znowu bawią się do rana. Jeżeli zaś chłopiec chce pokazać, że nie kocha danej dziewczyny, to robi dziada ze starego ubrania i ze słomy. W nocy niespostrzeżenie idzie do domu ,dziewczyny i wsadza tego dziada do komina. Rano kiedy dziewczyna wstanie i zapali w piecu, to dym idzie na izbę. Więc szukają gdzie jest komin zatkany i gdy zobaczą dziada to go wyjmą. Potem kiedy się dowiedzą o tem inne dziewczęta, to się śmieją. Na wzór “majki” robią murarze i cieśle tak zwaną "zieloną". Kiedy postawią dom pod dach to biorą małą jodełkę i przybijają ją do krokwi., Następnie wieczorem huśtają gospodarza, a ten im robi małą zabawę. Inf. Witold Kądzielawa i Ferdynand Przeworczyk, wieś Łękawica  

„Boży Rok”  - od Kwietnej do Śmiyrgusta

„Boży Rok” - od Kwietnej do Śmiyrgusta

  Wielki Tydzień rozpoczyna się w niedzielę, zwaną Palmową, a rzadziej Kwietną. Z niedzielą tą związana jest masa rozmaitych obrzędów. Ludność naszego powiatu robi palmy z rozmaitych roślin zależnie od wsi. Większa część ludności nosi do święcenia gałązki wierzby, zwane baziami lub kociankami, kotkami, do tego dołączają kilka gałązek jałowca, rzadziej wilczego łyka, cisu, (który jest rzadkością) jemioły, rokity ostu np. w Rajczy. Zależnie od danej gospodyni przyozdabiane są palmy sztucznymi kwiatami, barwinkiem, jabłkami, a we wsi Moszczanicy starsze gospodynie wkładają kawałek słoniny, której później używają do nacierania rąk przy rozsadzaniu kapusty, by ta nie została dotknięta plagą muszek. Dawniej święcono osobno jałowiec, a osobno gałązki wierzby. Zwyczaj ten zachował się jeszcze w Lipowej, Zarzeczu, Słotwinie. Tu muszę zaznaczyć rys charakterystyczny, że palmy do święcenia noszą tam tylko gospodynie. Święcony jałowiec we wsi Zarzeczu obnoszą po polach, spodziewając się że rzucone w ziemię ziarno wyda po takim ceremoniale obfity plon. We wsi Juszczynie okadzają jałowcem chorych. Pasterze wyciągają z palm gałązki rokity i brzozy w celu sporządzenia batów w tej nadziei, że bydło przez cały rok będzie się dobrze pasło. Zwyczaj ten możemy obserwować przeważnie w Moszczanicy. W niektórych wsiach po przyjściu z kościoła do domu z palmami głaszczą baziami bydło, spodziewając się, że będzie pięknej maści. Całych zaś palm używają przy wypędzaniu bydła na wiosnę. Mianowicie okadzają zwierzęta, co ma chronić przed uderzeniem pioruna. Okadzają również stajnie, by tym sposobem przeprowadzić niejako dezynfekcję stajni i uchronić bydło od chorób i wpływów czarownic. W Juszczynie pękami palm wypędzają gospodynie bydło na pastwiska. W Zarzeczu święconej palmy używają do palenia w czasie burzy, ażeby uchronić dom przed uderzeniem pioruna. W wielką środę istniał w Milówce zwyczaj topienia tzw. "Judasza", czyli wielkiej kukły sporządzonej ze szmat, nienaturalnych rozmiarów. Judasza tego nieśli chłopcy nad Sołę, gdzie wśród śmiechu i drwin rzucano go z mostu do wody. Zwyczaj ten już zanikł. Podobny zwyczaj istniał w Moszczanicy, tylko z tą różnicą, że zamiast kukły był żywy osobnik znienawidzony przez wieś całą. Los jego w tym dniu nie wydaje mi się godny pozazdroszczenia. Z krzykiem tłuczono go i okładano kijami tak, ze nieraz biedak me mógł dowlec się o własnych siłach do domu. W wielkim tygodniu po zawiązaniu dzwonów używają we wszystkich wsiach klekotek, zwanych także kołatkami. Zrobione są one z drzewa sosnowego lub bukowego. We Wielki Piątek w Moszczanicy przed wschodem słońca ludzie dotknięci chorobą idą do pobliskiego potoku czy też stawu wierząc, że po obmyciu choroba ustąpi. Szczególne ma być pomocnym ten - zabieg chorym na świerzb. We wszystkich wsiach myją się tak chorzy jak i zdrowi. Czynią to na pamiątkę przejścia P. Jezusa przez wodę. We wsi Juszczynie mylną jest interpretacja, że czynią to na pamiątkę zrzucenia P. Jezusa z mostu do rzeki. Wielki Piątek jest w wierzeniach ludu jak gdyby dniem czarownic. Czarownice jak lud twierdzi, biorą tego dnia szczyptę nawozu ze stajni i zanoszą do swoich w tym celu, żeby odebrać mleko cudzym krowom, a swoim przyczynić. Podkładają także tajemnicze zioła, które również mają odebrać krowom mleko, będącym w tej stajni. Starają się także w ciągu dnia pożyczyć jakiś przedmiot, prawdopodobnie w tym samym celu. Istnieje także zwyczaj, że matka bije rózgą lub korzeniem “słodkiego drzewa" dzieci, a to na pamiątkę biczowania P. Jezusa, powtarzają się przy tym ceremoniale w Juszczynie, w Milówce i w Żywcu trzykrotnie słowa "Boże rany". W całym powiecie istnieje zwyczaj wbijania w pole krzyżyków, sporządzonych częściowo z głowień pozostałego ognia w Wielką Sobotę, a częściowo z palm. Krzyżyki sporządzone z palm wbijają w ziemię w Wielki Piątek i Sobotę, zaś krzyżyki z głowień dopiero w poniedziałek i wtorek po Wielkanocy, W Juszczynie i w Lipowej przystrajają grób P. Jezusa kiełkującym owsem, czy też żytem, gdzie indziej zaś lampkami, świecami i choiną. Z Wielkim Piątkiem związany jest zwyczaj wróżenia o zbiorach siana. Istnieje przysłowie: "Gdy w Wielki Piątek mróz, to na górce siana wóz" co świadczy o spodziewanych obfitych deszczach. W Wielką Sobotę spalają w niektórych wsiach “ciernie". Jest to głóg, dzika róża, krzew tarniny i rozmaite odpadki niepotrzebnego obok domu drzewa. Przy kościele opalają gałązki leszczyny lub jałowca, które wraz z wodą święconą służą przy pierwszej orce. Również przynoszą z kościoła wodę którą skrapiają dom. Później służy ona jeszcze jako lekarstwo na zlynk tj. choroby nerwowe. Po południu niosą kobiety do kościoła jadło wielkanocne składające się przeważnie z kołaczy, czasem bułek zwanych babkami, szynki, kiełbasy, jaj. Jaja nie są ozdabiane wzorkami. Barwią je naturalnie przy pomocy świeżych liści pokrzywy, łusek cebuli itp. Istniał zwyczaj bicia czarownic słodkim drzewem zwanym "śmigorzem”. Sądzono bowiem, że czarownica nie może podczas rezurekcji trzy razy obejść wraz z procesją naokoło kościoła, czarownicy takiej musiał się odwiązać rzemyk od kierpcy lub musiała zajść jakaś przeszkoda, że nie mogła wraz z procesją nadążyć. Los takiej "czarownicy" (oczywiście w cudzysłowie) był opłakany. Zwyczaj taki istniał w Ujsołach. Zwyczajów i obrzędów związanych z niedzielą i poniedziałkiem Wielkanocnym jest mniej, niż zwyczajów Wielkiego Tygodnia. Możemy to tłumaczyć tym, ze lud wiejski jest na ogół religijny, a jakiś ceremoniał wymaga trochę pracy, której lud w tak wielkie święta nie podjąłby się za żadne skarby świata. Dlatego tez ludzie na wsi nie idą do sąsiadów pierwszego dnia świąt, lecz we własnych domach. zachowują się spokojnie tak, że nawet we wsi Juszczynie ludzie w niedzielę chodzą tylko na palcach, ażeby nie robić hałasu. Co do spożywanego jadła w południe, to w Pietrzykowicach jedzą tylko potrawy mączne. Czynią to w tej wierze, że w tym roku plon zboża będzie obfity. We wsi Juszczynie jedzą na obiad pokarmy mięsne. Pozostałe kości z obiadu, dziewczyny składają do jednego miejsca, przy tym obierają sobie każda po jednej kości i wróżą w ten sposób, że przywołują psa i czyją kość pierwszej pies chwyci, najpierwsza ta dziewczyna w ciągu roku odejdzie do męża z grona swoich koleżanek. Przed zachodem słońca ludność w Moszczanicy wychodziła na pobliskie wzgórza, patrząc na słońce, gdyż wierzono że zachodzące słońce w tym najświętszym dniu w roku ma tańczyć. Zwracano też uwagę na pogodę w Niedzielę Wielkanocną, bo jeżeli Wielka Niedziela jest pogodna, to rola w tym roku ma wydać obfite plony. Drugi dzień Wielkanocy tj. poniedziałek jest dniem, w którym cała młodzież, a często starzy oblewają się wodą. Zwyczaj oblewania wodą nazywamy "śmigusem" lub też “śmirgustem”. Wyrazy te są tak popularne, że nawet dzień tj. poniedziałek "Smigus" czy też "Smirgust" się nazywa. Jest to stary zwyczaj, który prawdopodobnie ulega zanikowi, gdyż dawniej oblewano się jeszcze we wtorek. W latach przedwojennych kupowali chłopcy w sąsiednim miasteczku słodkie drzewa, którym w poniedziałek dostawały dziewczęta po plecach, ażeby i one były podobnie słodkie. W tym dniu zatykają chłopcy po polach krzyżyki, ażeby rosnące plony uchronić od gradobicia. "Boży Rok - w zwyczajach i obrzędach Ludu Żywieckiego" - 1934  - na podstawie notatek o zwyczajach ze wsi Ujsoły, Lipowej, Zadziela, Pietrzykowie, Oczkowa, Zarzecza, Moszczanicy, Słotwiny i Juszczyny - zebranych przez Szczotkę Jana, Harańczyka Józefa, Caputę Władysława, Jakubca Ludwika i Ficonia Józefa - opracował Franciszek Szeląg.   Opowiadanie w Palmową Niedzielę Ludzie opowiadają sobie w Soli, że na Rachowcu w Kłokocu jest cudowna piwnica. która się otwiera na sumie podczas Podniesienia. Razu pewnego przechodziła tam kobieta z dzieckiem i zobaczyła ową piwnicę. Więc nie namyślając sili długo zdjęła dziecko i położyła je na ławce, która tam była. Kobieta skoczyła do piwnicy i nabrała pełną garść djamentów, a olśniona blaskiem i oszołomiona i uradowana "wypadła" z piwnicy. Gdy przybyła do domu przypomniała sobie, że w piwnicy zostawiła dziecko. Więc pobiegła prędko po nie, żeby kto nie zabrał, lecz gdy przyszła nie było nic prócz dużej kępy, więc się rozpłakała za jedynym synkiem. Na drugi dzień przyszła myśląc, że piwnica będzie otwarta, lecz ją wszystkie sposoby zawiodły. Poszła do księdza proboszcza opowiedziała mu wszystko. Proboszcz jakby to przeczuwał powiedział jej, żeby poszła na drugi rok o tym samym czasie i kazał jej wziąć różaniec, bo tam będzie pies przy dziecku i on będzie bronił dziecka, więc niech rzuci cząstkę różańca na niego, a on się usunie. I rzeczywiście tak się stało. Kobieta poszła na drugi rok, piwnica była otwarta a dziecko było ładnie ubrane i jabłkiem się bawiło, lecz pies zastąpił drogę matce i zaczął na nią skakać, wtedy ona rzuciła cząstkę różańca na niego i pies ze skomleniem ustąpił. Chwyciła dziecko i prędko wyszła, a piwnica zniknęła, lecz dziecko posmutniało i zachorowało i po trzech dniach dziecko umarło.  

Świynty Mikołaju, bier chłopców do raju

Świynty Mikołaju, bier chłopców do raju

  Mikołaj z Miry, święty Mikołaj (łac. Sanctus Nicolaus), znany również jako Mikołaj z Bari – święty katolicki i prawosławny. Najstarsze o nim przekazy pochodzą z VI wieku. Żył na przełomie III i IV wieku, był biskupem Miry w Licji, wsławił się cudami oraz pomocą biednym i potrzebującym. Przez wieki był jednym z najbardziej czczonych świętych na Zachodzie i Wschodzie. Największe jego sanktuarium znajduje się we włoskim Bari.    

„Dziady” i „Jukace” w Milówce

„Dziady” i „Jukace” w Milówce

  W dniu 19 stycznia 2013 r w Milówce w ramach kolejnego 44. Przeglądu Zespołów Kolędniczych i Obrzędowych “Żywieckie Gody 2013” odbył się przegląd grup obrzędowych – dziadów i jukacy. W Milówce było barwnie a korowód wydawał się nie mieć końca, co cieszy. Duża liczba uczestników i grup niewątpliwie świadczy o ciągłej żywotności TRADYCJI chodzenioa dziadów na Żywiecczyźnie.   Fotogaleria z pleneru w Milówce: https://plus.google.com/photos/117579575612253049755/albums/5835887597103652673   A oto wyniki szczegółowe:Protokół z posiedzenia jury 44. Przeglądu Zespołów Kolędniczych i Obrzędowych “Żywieckie Gody 2013” Konkurs grup obrzędowych występujących w plenerze w dniu 19 stycznia 2013 roku w Milówce