Dzień sycylijsko-żywiecki w Nowym Sączu

Zespół CITTA’DEI TEMPLI (Miasto Świątyń) przyjechał do Nowego Sącza z Agrigento, położnego na południu Sycylii. Czwartkowy koncert włoskiego zespołu rozpoczął jego kierownik Dario Danile dźwiękiem drumli, czyli włoskiego marrenzaco.Z kolei rozbrzmiały dźwięki serenady. W jej treści chłopak stojąc pod domem ukochanej wzywa ją by podeszła do okna i wysłuchała, jak wiele łez wylał z tęsknoty za nią.

 

 

Taniec GIRGENTI (dawna nazwa miejscowości, z której pochodzi zespół) jest opowieścią, w jaki sposób wśród antycznych budowli pozostawionych przez silną tu niegdyś kulturę helleńską, tętni radosne i – jak się wydaje – beztroskie życie współczesnych mieszkańców. Wśród takiego właśnie, zajętego swoimi sprawami tłumu, chłopak podrywa dziewczynę. To temat czwartego utworu wykonywanego przez Sycylijczyków. Zanim na koniec zabrzmi piosenka, której kilka lat temu nauczyli się na jednym z festiwali, i którą zawsze żegnają publiczność, zatańczą trudną, ale jednocześnie chyba najbardziej popularną wśród tańców południa Włoch TARANTELLĘ.

 MALI GROJCOWIANIE zaprezentowali program niezwykle bogaty w zabawy, tańce i przyśpiewki charakterystyczne dla żywiecczyzny jak i dla tego, co dziecięce. Pokazali, jak zapowiadał Józef Broda: „Łobrozek przebogaty, jako dziecko muzykę chyto, jako dziecko posłucho, jak się uczy. Dziecko to wszystko poradzi wychwycić: śpiew starej żaby i wiewiórkę idzie skusić ze smreka, z krasnoludkami idzie zagrać na gitarach . To wszystko dziecko mo. Moi kochani starsi, dziecka, nie troćmy tego, co w dziecięcej duszy jest…”Obrazek sceniczny zaczyna budować para dzieciaków grających gałgankową piłką, dziewczynka, pojawiająca się jako trzecia, namawia ich do „gry” na patykach, które dzięki dziecięcej wyobraźni stają się skrzypkami, basami, smyczkami. Po chwili scena rozrasta się o kolejne 5 osób, grają na patykach, śpiewają, jedna para tańczy. W końcu scena rozbrzmiewa głosami kilkudziesięciu dzieciaków. „Przydałaby się prowdzia muzyka!” Jakiś chłopaków biegnie po kapelę, a jedna z dziewczynek wyjmuje okarynę. Wirują dwa koła na zewnątrz starsze dziewczynki, wewnątrz mniejsze, a między tymi młodszymi gałgankowe laleczki. Zaczynają się zabawy: przeciąganie liny, skakanie przez nią, kółeczka, inne. Przychodzi kapela. „Koło”, „Świstany”, „Łobyrtka”, „Hajduk”… Wśród tańców – taneczny pojedynek między dziewczętami (bo „chłopcy nie umią”) a chłopakami („Teroz my pokożemy, co umiemy”). I pokazali. Wszyscy. Kawał pięknej dziecięcej radości. Po koncercie można było skosztować włoskiej Pasticcio di lasagna, czyli popularnej lazanii, a po polskiej, a właściwie żywieckiej stronie stoiska – prażuchów z kwaśnym mlekiem, pierogów z mięsem, kapustą lub czarnymi jagodami, ciasta drożdżowego, oscypków. Były też wyroby bibułkowe i pamiątki regionalne.